sobota, 31 sierpnia 2013

Recenzja "Ukrytej siły" Richa Rolla oraz potwierdzenie, że żyję  i mam się całkiem nieźle;)

Hej Wszystkim,

przepraszam kompletnie, że zaginęłam blogosferowo na aż tyle. 
Zaczęłam nową pracę (która to już jestem moją byłą pracą, co trochę mnie bawi;).
Myślałam, że to praca na dłużej, a okazała się być znanym w Polsce modelem na "chińską fabrykę". Ale że jak to? Nie chcesz pracować za darmo ponad etat? Nie pasuje Ci praca od poniedziałku do piątku po 8 godzin i do tego każda sobota już kompletnie za darmo? No nie rozumiem, Weroniko, nie rozumiem Cię kompletnie.
Kiedy powiedziałam swemu pracodawcy (pracodawczyni, to be exact), że wolałabym pracę od poniedziałku do piątku to..od słowa do słowa..zostałam zwolniona. Jeszcze usłyszałam, że nigdzie nie będę miała lepiej, ze tak się teraz pracuje. I, co urzekło mnie już kompletnie, że najwidoczniej nie zależy mi na pieniądzach (matko bosko, takie kokosy miałam tam trzaskać, że tylko ma siła woli powstrzymała mnie przed parsknięciem babie w twarz - za ten.."etat" miałam zarabiać 1600 zł. - oczywiście na umowie miałabym wykazane jeszcze mniej, reszta miała być  "pod stołem"♥). Pani chciała również, abym w ramach pracy - również za darmo oczywiście, bo moje obowiązki miały polegać na sprzedaży - miała fartuszek i plakietkę, że jestem dietetykiem i ..za darmo udzielała porad dietetycznych.
Drogi pracodawco, jeśli traktujesz pracownika jak przysłowiowe gówno - proszę nie oczekuj, że pracownik będzie lojalny i zostanie z Tobą na zawsze. Bo pracownik też człowiek.

I tyle w temacie mej nieobecności:)

Na razie, pomimo perspektywy konkretnej finansowej biedy i możliwej dziekanki z braku pieniędzy, widzę tonę pozytywów. Mam czas na ćwiczenia, gotowanie, ogarnianie i przetrzepywaniu mego strychu, na którym to znajduję takie cuda, że aż się wzruszam. Dziś znalazłam flanelową koszulę, która ma sto lat, wielką (niestety skórzaną, ale takie się kiedyś właśnie robiło) walizę, taką super retro po dziadku, hantle - takie porządne okurzone żeliwne 4 kilówki, na których dziś od razu trzasnęłam trening;) Bajer!

Mam w planie kilka przeróbek, posprzedawanie tony ciuchów, bo szafa się nie domyka a ja dalej twierdzę, że nie ma się w co ubrać, więc plan na kilka najbliższych dni jest.

No i przede wszystkim: szukanie pracy. Normalnej fajnej ludzkiej pracy. Se wymyśliłam, oby się spełniło;)

Mam trochę takie poczucie:



Mam kilka pomysłów co z tym życiem zrobić, jak je przeżyć, na takie zwykłe "co dalej".




A teraz obiecana już komuś recenzja - będzie krótka, bom kiepska w pisaniu recenzyji;)


Książkę tę wydawnictwo "Galaktyka" wysłało mi w przedsprzedaży jakoś na początku sierpnia i, nakręcona ich wcześniejszą wegańską i sportową książką czyli Jedz i Biegaj Scotta Jurka, od razu zabrałam się do czytania.
Rich Roll, autor książki, jest uznanym prawnikiem, sportowcem i mówcą motywacyjnym - nie ukrywam więc, że spodziewałam się naprawdę konkretnego kopniaka. Książka opisuje jego zmagania z samym sobą, uzależnienie od alkoholu, problemy osobiste i życiowe zawirowania. Jego fascynację pływaniem, ale ciągły brak czegoś co popychałoby go wyżej.
Książkę czyta się szybko i przyjemnie, parę cytatów nawet zapisałam sobie w moim cytatowym kajeciku, ale..no właśnie, ale. Mnie niestety czegoś w niej brakowało. Wydała mi się nawet - jak na książkę o takich zmaganiach i problemach - odrobinę płytka. Nie ukrywam, że nachalna reklama produktów, które Roll wymyślił ze znajomym biochemikiem przyczyniła się do lekkiego znużenia Rollem bez dodatkowego wchodzenia na jego stronę. Jako etyczną weganką drażniło mnie również to jego ciągłe odcinanie się od weganizmu i wegan, podkreślając ciągle, że nie jest jednym z tych eko świrów. U Jurka nie odczułam tego równie mocno jak u Rolla stąd też moje rozdrażnienie. ale nie można mieć wszystkiego;)

Daję więc książce - ze względu na weganizm i motywację do ruchu mocne 3,5 na 5 punktów.
Jednym zdaniem więc: warto przeczytać, ale to nie Jurker;)

O kurcze, i bym zapomniała:) Jestem bogatsza o..tatuaż, mój pierwszy, ale zdecydowanie nie ostatni.

Zaczęłam od czegoś małego, zdjęcie robione deską do prasowania, a przynajmniej jakość na to wskazuje;)

Mały ale taki jaki miał być  - napis "vegan". Mnie się mega podoba:) Tu nasmarowany glutem co by się nie zepsuł zbyt szybko;)




PS. Informuję również, że jutro, najpóźniej pojutrze pojawi się tu dosyć obszerny post o podstawowym wegańskim i dietetycznym micie czyli BIAŁKO, ale że jak to z roślin:) Będzie konkretna dawka informacji, badań i wyśmiewania niedouczonych lekarzy i dietetyków.

Zapraszam:)

PPS. Jeśli chcielibyście przeczytać o czymś konkretnym, o jakimś określonym składniku odżywczym, witaminie czy czymś - dajcie znać, postaram się coś przygotować.

Trzymajcie się, korzystajcie z lata, chłońcie witaminę D w ilościach na tony:) 
Cieszcie się samotnością i cieszcie się towarzystwem fajnych ludzi wokół Was:)

Do przeczytania!


2 komentarze: